W mediach ukazał się kolejny artykuł o sytuacji panującej w Ruchu Chorzów. Tym razem „Tuba Chorzowa” wylicza problemy klubu i opisuje próbę podjęcia mediacji przez nasze Stowarzyszenie. Poniżej znajdziecie fragment artykułu, całość przeczytacie w tym miejscu.
Na Cichej 6 panuje nerwowa atmosfera. Ruch w fatalnym stylu pożegnał się z 1. ligą, kolejni klubowi pracownicy znajdują się poza niebieską burtą, a dodatkowo cały czas drużynie grozi widmo braku otrzymania licencji. W związku z tym, stowarzyszenie „Wielki Ruch” postanowiło zorganizować otwarte spotkanie kibiców z władzami Niebieskich
W ostatnim czasie drużyna ze stadionu przy ul. Cichej zmaga się z wieloma problemami. Zarówno sportowymi, personalnymi jak i finansowo – organizacyjnymi. Klub zanotował historyczny spadek do 2. ligi, w głównej mierze za sprawą nietrafionych decyzji odnośnie sztabu szkoleniowego. (…) – Ogólnie chcemy zadać działaczom pytania odnośnie sytuacji klubu oraz wyjaśnienia podejmowanych w ostatnim czasie decyzji – tłumaczy prezes „Wielkiego Ruchu”, Piotr Jarzębak. – Uważam, że wypowiedzieć powinien się głównie prezes Paterman. To on jest głównym sternikiem i to on powinien przedstawić aktualny obraz Ruchu oraz plany na przyszłość. Nie chcemy w każdym razie żeby spotkanie przyjęło formę linczu, chcemy wspierać i pomagać – dodaje.
Innymi problemami są oczywiście kwestie związane z pozostałymi pracownikami klubu. Zwolnienia z działu marketingu, ostatnia sytuacja z osobą trenera Ryszarda Kołodziejczyka – to wszystko składa się na negatywny wizerunek klubu. Dodatkowo w dalszym ciągu niewyjaśniona pozostaje kwestia licencyjna. Wydaje się również, że „umarł” temat zapowiadanego wielkiego sponsora, którego jak nie było, tak nie ma.
– Uważam, że najwyższa pora, aby szukać większej ilości partnerów, a nie skupiać się na jednym wielkim sponsorze. Dobrze takiego mieć, ale przykładowo, jeżeli nagle się on wycofa, to klub ponownie zostanie z niczym, jeżeli natomiast mamy dziesięciu mniejszych partnerów, to w przypadku odejście jednego z nich, jest o wiele łatwiej poradzić sobie z taką sytuacją, albo kimś go zastąpić – tłumaczy Jarzębak.